wtorek, 3 grudnia 2013

Od Patrishi - Do Cole'a

Jeszcze przed świtem wyszłam przed rancho i wciągnęłam powietrze. Było mroźne, rześkie i pachniało... zimą. Nie wiedziałam jak to nazwać, ale powietrze w zimie było specyficzne. Uwielbiałam je. Choć wyszłam w zwyklej, czarnej koszulce, nie było mi aż tak zimno. Zawsze niskie temperatury nie robiły na mnie wrażenia. Wróciłam do środka i zabrałam kilka rzeczy z pokoju. Miałam wspaniałe plany, ale z moim szczęściem... Zapewne spotkam kogoś i zepsuje mi plany. Zarzuciłam cienką, czaną skórzaną kurtkę i ciemne glany. Włosy miałam niedbale spiętę klamrą, ale rozmyśliłam się i rozpuściłam kosmyki, na wietrze smagające mnie w twarz. Nie zwracałam na nie uwagi. Po krótkim joggingu wokół rancho, weszłam do stajni. Moja kara klacz arabska już rżała zniecierpliwiona. Błyskaicznie się nią zajęłam, osiodłałam i wyjechałam w teren. Oczywiście moja wilczyca, wspaniale prezentująca się na śniegu, biegła tuż obok klaczy. Kama nie potrzebowała zachęty - jej też udzieliła się energia. Pędziła na złamanie karku. Nie minęło nawet dziesięć minut, gdy byłyśmy na skraju lasu od strony plaży. Klacz, jakby znając moje myśli, pocwałowała przez las w stronę rzeki i jeziora, którw były już zamarznięte. Z nieba sypał się miękki puch. Na miejscu jeszcze raz westchnęłam, napawając się pięknym, zimowym porankiem w lesie. Zapach był wprost nisamowity - jak zawsze o tej porze roku. Uwiązałam klacz i wyciągnęłam ze sportowej torby czarne łyżwy figurowe. Rzuciłam kamieniem w lód - był solidny. Założyłam łyżwy i zaczęłam jeździć po jeziorze. Robiłam piruet, gdy usłyszałam rżenie Kamy. Podjechałam na skraj mego ,,lodowiska'' i niechętnie zeszłam.
-Myślałem, że uprawiasz tylko sporty ekstremalne - usłyszałam głos, który mogłam rozpoznać zawsze
-Coś czułam, że ten poranek jest zbyt piękny, by móc się nim ucieszyć w samotności, Cole - oznajmiłam zjadliwiw, nawet nie patrząc kto przyszedł


Cole?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz