czwartek, 26 grudnia 2013

Od Tris - CD Cole'a

Zaśmiałam się. Teraz poczułam jaka jestem zmęczona tym biegiem do miasta i klaczą. Klapnęłam na trawę i skierowałam wzrok na rzuconą obok moją kurtkę. A raczej to co z niej zostało. Wzrok Cole'a podążył za moim spojrzeniem i wydał dziwny, piszczący odgłos, bowiem powstrzymywał śmiech. W końcu nie wytrzymał i parsknął śmiechem. Skóra zdecydowanie nie prezentowała się dobrze.Była w końskiej ślinie, w niektórych miejscach podarta i przeżuta. Z rezygnacją wstałam i podeszłam do Cole'a.
-Śmiej się, śmiej - syknęłam - Ale to Ty pójdziesz ze mną na zakupy
-Że co? - spytał niedowierzając
-Idziemy! - warknęłam tonem nieznoszącym sprzeciwu
Chwyciłam go za nadgarstek i pociągnęłam za sobą. Mijając kurtkę złapałam ją w dwa palce. Zeszliśmy z łąki i teraz ciągnęłam chłopaka w dół wzgórza.
-A co z Is i Angel? - pytał
-Poradzą sobie - prychnęłam - Is nie ma trzech lat
Przechodząc obok śmietnika, niechętnie wyrzuciłam kurtkę. Cole już odpuścił sobie próby wymówienia się z zakupów. Najpierw protestował, później martwił się o Is i Angel, a jeszcze później próbował wykorzystać argument, że jestem zmęczona. Otworzyłam drzwi swojego czarnego auta. Cole bez słowa wszedł. Ja usiadłam na miejscu kierowcy i wyjechałam na drogę. Nie jeździł tam nikt, prócz osób z rancho, więc lekko przekroczyłam prędkość. Dla mnie i tak za wolno. Otworzyłam okno i jechałam dalej. Po chwili zamajaczyło miasto. Moje auto, może podrapane, ale wyciągało nieźle. Musiałam biec dwie godziny, a autem dojechałam w pół. Zwolniłam i wjechałam do miasta. Zaparkowałam i wysiadłam. Nie lubiłam miast, zdecydowanie, ale musiałam gdzieś robić zakupy. Zatrzasnęłam drzwi i nagle coś sobiw uświadomiłam.
-Jakie to miasto? - spytałam Cole'a
Wzruszył ramionami, ale zrozumiał, że to błąd, bowiem spiorunowałam go wzrokiem. Żwawo ruszyłam do ulubionego sklepu ,,Black Crow''. Może głupia nazwa, ale ubrania mieli świetne. Większość swoich rzeczy miałam właśnie z tamtąd. Czarne podkoszulki, ciemne dżinsy, czarne torby, buty, skórzane bransolety i skórzane kurtki. Cole dobiegł do mnie.
-Właściwie czemu... - zaczął
Przystanęłam i odwróciłam się.
-To, że nie jestem wariatką, która ubiera się pół dnia, a drugie pół nakłada tapetę na twarz, to nie znaczy, że nie lubię dbać o wygląd. - syknęłam - A wolę mieć kurtkę podczas zimy, wiesz?
Nic już nie powiedział. Nie patrząc na niego wmaszerowałam do sklepu. Nie lubię zakupów, ale czasem przydaje się coś nowego - zwłaszcza kurtka, w miesiącach, gdy robi się chłodniej. Zaczęłam szukać. Mimo dobrego towaru, ten sklep nie miał wszystkiego rozłożonego na półkach. Wieszaki, półki. Może i poskładane, ale wśród bluzek można było znaleźć dwie bluzki i kilka par spodni. Zero porządku. W końcu udało mi się wygrzebać kurtkę, która przypadła mi do gustu. Wiedziałam, że mój rozmiar. Kolejną wadą, a dla mnie plusem, było sprzedawanie tylko jednego rozmiaru. W końcu wydostałam się z dusznego wnętrza. Uznałam, że pójdę na kawę. Idąc do kawiarni, minęłam sklep z biżuterią, gdzie kupiłam swoje ulubione kolczyki - srebrna plecionka z onyksami w środku.Oczywiście prawdziwe srebro i nie imitacja kamienia szlachetnego. Miałam swoje sposoby, by sprawdzić jakość towaru. Odruchowa dotknęłam czarnych kamieni. Nieźle musiałam zapłacić, ale uwielbiałam je. Doszłam do kawiarni i zamówiłam pierwszą lepszą kawę. Założyłam nogę na nogé i zaczepiłam torbę o oparcie wiklinowego krzesła. Teraz do mnie dotarło, że nie wiem gdzie polazł Cole. A zresztą... przecież się nie zgubi. Cole?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz