piątek, 27 grudnia 2013

Od Jace'a - Do Cole'a, Ashley, Katy, James'a i Octavii

Byłem na basenie. Pływanie zawsze sprawiało mi radość. Dopiero po godzinie wyszedłem z bloku sportowego. Przed drzwiami do bloku mieszkalnego, całkowicie zmoknięte stały Tris i Ashley. Wrzeszczały na siebie. Kilka osób patrzyło przez okna na mokre dziewczyny, a dwie osoby zeszły na dół i próbowały je rozdzielić. Tzw. "Jagódka" rzuciła się na Tris, która szybko wyprostowała pięść i uderzyła niebieskowłosą w twarz. Nim zwarły się w walce, rozdzielono je. James z całej siły trzymał Ashley, która się wydzierała i próbowała oswobodzić a Cole przytrzmywał Tris, która szarpała, wiła się, kopała i robiła wszystko, by ją puścił. Wiedziałem co teraz nastąpi. Tris wie jak się uwalniać z takiego chwytu. Podbiegłem i przechwyciłem dziewczynę. Teraz ja i Cole przytrzymywaliśmy ją razem, ale nadal się szarpała.  Nagle Ashley wrzasnęła:
-Jesteś psychiczna, że się tak rzucasz?! - drwiła - Zaraz pewnie polecisz i samobójstwo popełnisz!~
Może nikt, by się tym nie przejął, ale Tris zacisnęła zęby, wyrwała się i przywaliła jej znowu w twarz, aż tamta upadła w błoto. Tris ją kopnęła, a potem uciekła do lasu. Wszyscy patrzyli oszołomieni. Podeszłem do Ashley, która nazywała Tris "psychiczną i niebezpieczną". Złapałem ją i wysyczałem jej w twarz.
-Teraz przegięłaś idiotko! - warknąłem
-No co?! Widziałeś jak się zachowuje! - broniła się
-Mogłabyś sobie darować to o samobójstwie, idiotko! Ty w ogóle się nie zastanowiłaś?! - atakowałem
-Ale to nic takiego?! Kto normalny, by się przejął?! - wrzasnęła
-No tak, Ty nic o niej nie wiesz! - prychnąłem i odeszłem szybkim krokiem w stronę lasu
Podeszła do mnie Katy, Octavia, Isabel, James i Cole. Wszyscy patrzyli zdumieni, ale chcieli pomóc szukać Tris. Podzieliliśmy się i rozeszliśmy po lesie. Katy poszła z James'em, Isabel z Octavią, a ja z Cole'em. Szliśmy w głąb lasu, w różne strony nawołując Tris. Cole też chciał zacząć krzyczeć, ale go uciszyłem.
-Tris będzie uciekać od każdego, ale to jej nie pomoże - oświadczyłem
-A o co właściwie chodzi? - zapytał
-To Tris powinna zdecydować, czy chce o tym powiedzieć - uciąłem
Szliśmy w milczeniu. Uznałem, że Tris będzie tam, gdzie nikt nie woła, więc poszliśmy na północny-zachód. W końcu ją znaleźliśmy. Siedziała na jakimś kamieniu, z twarzą w dłoniach. Ale nie płakała. Gdy lekko uniosła w głowie, błysnęła tylko jedna łza. Na jej twarzy nie malował się smutek, tylko wściekłość. Podszedłem do niej, a ona zareagowała błyskawicznie. Tris zawsze dobrze wspinała się po drzewach. Nim zdążyłem podejść, ona już podciągała się na grubą gałąź. Usadowiła się kilka metrów nad ziemią i tam uporczywie siedziała.
-Tris, chodź - zawołałem
Zerwała szyszkę z drzewa obok i rzuciła nią we mnie. Trafiła mnie w głowę.
-Tak wiem, że masz świetnego cela, ale to nie znaczy, że masz tam siedzieć i rzucać szyszkami w każdego, kto chce Ci pomóc - westchnąłem
-Idź sobie! - wrzasnęła wściekle i rzuciła kolejną szyszką
Westchnąłem zrezygnowany i wycofałem się.
-Lepiej iść - powiedziałem do Cole'a - Nie widziałem jej tak rozsierdzonej od wielu lat. Uwierz mi, ona mogłaby w takim stanie zabić z zimną krwią, a później iść spać
Odszedłem, bo i tak nic bym nie wskórał. Tris ma prawo być wściekła. Tylko, że teraz Ashley ma przerąbane. Pamiętałem ostatnią osobę, która zadarła z Tris... Całe tygodnie się z niego wyśmiewano, bo Tris się zemściła. Co jak co, ale współczuje Ashley.
Tris? Cole? Ashley? Ktoś inny?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz