Dziś, gdy tylko wstałam, czyli o czwartej nad ranem {tak zawsze o tej porze wstaje} poszłam szukać Katy. Miałam pewien pomysł. Nagle uświadomiłam sobie, że pewnie jeszcze śpi, więc poszłam do Serry. Młoda anglo-arabka dopiero rozpoczynała trening. Była narowista, dzika, ale pracowałam z gorszymi przypadkami. Klacz zrzucała mnie wiele razy, mimo mojego mocnego chwytu i doświadczenia w ujeżdżaniu dzikich koni. To właśnie tak zdobyłam konie na swoje rancho - łapiąc dzikie konie. Serra tyle razy mnie już zrzuciła, że sprawnie lądowałam na ziemi - wiedziałam jak się obrócić, by wylądować na nogach, ewentualnie boku. Może by tak wprowadzić jakieś obroty i piruety do lotu? O szóstej udało mi się utrzymać na klaczy, a ta nie wierzgała. Postęp. Zsiadłam i rozsiodłałam klacz. Zamiast uzdy założyłam jej czarny, skórzany kantar i poprowadziłam po okręgu. Pół godziny lonżowałam klacz, a następnie pochwaliłam i dałam spokój. Dałam jej jabłko i wróciłam do budynku. Akurat zaspana Katy szła do kuchni. Na mój widok jęknęła ,,O której Ty wstajesz?!'' Wesoło odpowiedziałam ,,O czwartej'' na co dziewczyna zareagowała kolejnym jękiem.
-Katy, mam pewien pomysł - oznajmiłam
Od razu zareagowała i spojrzała na mnie przytomnie.
-Mów - zarządała - O co chodzi?
-Sylwester - odpowiedziałam - Co Ty na to, by zorganizować impreze?
-Ale gdzie? - spytała, nadal lekko otumaniona
-Na łące. Możnaby było rozpalić ognisko, zorganizować muzykę, przygotować jedzenie. I co Ty na to?
Katy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz