poniedziałek, 9 grudnia 2013

Od Patrishi - Do Alice

   Jak zwykle wstałam przed świtem i poszłam poćwiczyć. Codzienność zaczynała mnie nużyć i dobijać. Dzień w dzień to samo. Pobudka. Trening. Jazda konna. Śniadanie. Trening. Łąka, a zarazem obiad. Trening. Kolacja. Przejażdżka. Szkicowanie/Gra na gitarze. Koniec dnia po północy. Monotonność mnie doprowadzała do szału. Nc ciekawego. Wiele bym dała, by poprostu zdarzyło się oś szalonego i niebezpiecznego. W weekendy zaczęłam jeździć do miasta, gdzie znalazłam plac do skateboardu, możliwość skoków na bungee i dojo. Uczęszczałam na wszystkie możliwe zajęcia. Pływanie, karate, boks, skateboarding, koszykówka, nożna i wiele innych. Oczywiście nadal trenowałam na zawody jeździeckie. I ja, i moja klacz, byłyśmy w szczytowej formie. Codziennie treningi dawały efekt. Miałam zamiar występować we wszystkich zawodach, jakie były. Jednego dnia jeździłam po czworoboku, wykonując ewolucje w siodle, gdy moja klacz wykonywała różne figury i ruchy. Następnego dnia można mnie było spotkać cwałującą przez las z rozwianymi włosami, mieszającymi się z grzywą Kamy.
   Kiedy zeskakiwałam ze schodów, pędząc do lasu, by przebiec parę kilometrów, wpadłam na jasnowłosą dziewczynę. Jej twarz była jakaś znajoma. Alice! Siostra Katy! Nie rozmawiałam z nią jeszcze i nie przeszkadzało mi to. Wręcz przeciwnie. Dziewczyna wyglądała na wściekłą, rozżaloną, a zarazem smutną i przygnębioną. Oczy miała podpuchnięte, jakby płakała całą noc. Zignorowałam to i wyszłam na dwór. Tuż na skraju lasu, usłyszałam huk, a następnie trzask łamanej kości. Jakieś drzewo spadło i przygniotło mi rękę. Kostka przeraźliwie mnie bolała. Drugą dłonią wydobyłam komórkę i zadzwoniłam na rancho. Szybko streściłam wydarzenie i poprosiłam, by Alice, bo właśnie ona odebrała, podjechała tu moim autem i pomogła mi wsiąść. Pojechałabym do szpitala, chociaż nie wiem jak poradziłabym sobie z hamulem, przez kostkę. Po chwili Alice przybiegła w otoczeniu kilku osób.

Alice? Ktoś inny?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz