- Zoey! - Wrzasnąłem idąc przez podwórko z wodzami Satana w dłoni. - ZOEY!
Ze stajni wytruchtała obrażona dobermanka, z wyrazem pyska mówiącym: "Nie mogę się bawić, to nie nigdzie z tobą nie pójdę". - Spacer - pogłaskałem ją po mordzie. Na to słowo, na nowo się ożywiła. Skakała teraz na wszystkie strony, piszcząc i szczekając. Na próżno było ją uciszać. Kiedy wsiadłem na Satana, w drzwiach budynku zobaczyłem Kate prowadzącą Saturna. Carmen grzecznie szła przy jej nodze, dysząc z podniecenia. - No nareszcie! Musiałem czekać caałe wieeeeki - uśmiechnąłem się szeroko. Katy udawała niechęć, idąc powoli noga za nogą. W końcu razem wyruszyliśmy, śmiejąc się i gadając. Kate potrzebowała odstresowania, po tej całej sytuacji z Ashley i Patrishią. Pojechaliśmy wzdłuż toru od crossu. Satan, po dwóch tygodniach treningu z Arni, już tak bardzo nie bał się przeszkód. Za to Devil, nie bał się prędkości. Zoey i Carmen buszowały po krzakach, a my kłusowaliśmy spokojnie po ścieżce. Kiedy chciałem zapytać się Kate, czy zagalopujemy, z lewej strony wypadły nasze psy skamląc i piszcząc przerażone. Carmen zatrzymała się jak wryta koło nóg Saturna, a Zoey (jak zawsze niezwykle ''inteligentna'') powoli zaczaiła się do krzaków. - Zatrzymajmy się - Szepnęła Kat, na co ja kiwnąłem głową. Z krzaków, wypadł rozwścieczony, wielki czarny rottweiler. Był ogromny i przeraźliwie chudy... na jego ciele, malowało się wiele ran, niektóre świeże, niektóre stare i rozbabrane. Pies warknął groźnie ku Zoey, która szorowała brzuchem po ziemi z podkulonym ogonem. Takich psów, nawet ona się bała. Czarny szczeknął przeraźliwie... a potem zawył. I padł. * * * Czarny pies, leżał na siodle, podczas gdy ja szedłem obok Satana. Rottweiler zemdlał, prawdopodobnie z głodu. - Jak myślisz... Co.. - nie zdążyłem dokończyć, bo na malującym się przed nami rancho stały... dwa wielkie radiowozy policyjne. Zakląłem pod nosem. Kat? |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz