piątek, 3 stycznia 2014

Od Jamesa - Do Katy


- Zoey! - Wrzasnąłem idąc przez podwórko z wodzami Satana w dłoni. - ZOEY!
Ze stajni wytruchtała obrażona dobermanka, z wyrazem pyska mówiącym: "Nie mogę się bawić, to nie nigdzie z tobą nie pójdę".
- Spacer - pogłaskałem ją po mordzie. Na to słowo, na nowo się ożywiła. Skakała teraz na wszystkie strony, piszcząc i szczekając. Na próżno było ją uciszać.
Kiedy wsiadłem na Satana, w drzwiach budynku zobaczyłem Kate prowadzącą Saturna. Carmen grzecznie szła przy jej nodze, dysząc z podniecenia.
- No nareszcie! Musiałem czekać caałe wieeeeki - uśmiechnąłem się szeroko. Katy udawała niechęć, idąc powoli noga za nogą.
W końcu razem wyruszyliśmy, śmiejąc się i gadając.
Kate potrzebowała odstresowania, po tej całej sytuacji z Ashley i Patrishią.
Pojechaliśmy wzdłuż toru od crossu. Satan, po dwóch tygodniach treningu z Arni, już tak bardzo nie bał się przeszkód. Za to Devil, nie bał się prędkości.
Zoey i Carmen buszowały po krzakach, a my kłusowaliśmy spokojnie po ścieżce.
Kiedy chciałem zapytać się Kate, czy zagalopujemy, z lewej strony wypadły nasze psy skamląc i piszcząc przerażone. Carmen zatrzymała się jak wryta koło nóg Saturna, a Zoey (jak zawsze niezwykle ''inteligentna'') powoli zaczaiła się do krzaków.
- Zatrzymajmy się - Szepnęła Kat, na co ja kiwnąłem głową.
Z krzaków, wypadł rozwścieczony, wielki czarny rottweiler. Był ogromny i przeraźliwie chudy... na jego ciele, malowało się wiele ran, niektóre świeże, niektóre stare i rozbabrane.
Pies warknął groźnie ku Zoey, która szorowała brzuchem po ziemi z podkulonym ogonem. Takich psów, nawet ona się bała.
Czarny szczeknął przeraźliwie... a potem zawył.
I padł.
* * *
Czarny pies, leżał na siodle, podczas gdy ja szedłem obok Satana. Rottweiler zemdlał, prawdopodobnie z głodu.
- Jak myślisz... Co.. - nie zdążyłem dokończyć, bo na malującym się przed nami rancho stały... dwa wielkie radiowozy policyjne.
Zakląłem pod nosem.

Kat?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz